poniedziałek, 27 grudnia 2010

La Paz

La Paz, pełna nazwa Nuestra Señora de La Paz, jest miastem niezwykłym. Ma trochę ponad milion mieszkańców. Drugie tyle ma podobno El Alto, miasto na przedmieściach na płaskowyżu. Czyli niewiele w porównaniu do Meksyku, Buenos Aires czy spokojnego Santiago de Chile. Wrażenie, jakie tu odnoszę jest jednak zupełnie odmienne. Gwar, chaos w ruchu ulicznym. La Paz nie wydaje się małym miastem, Wynika to pewnie z tego, że wciśnięte w dolinę, ograniczone z jednej strony altiplano, a z drugiej masywem wulkanu Illimani, ma niewielką powierzchnię. Poza tym, jestem przekonany, statystyki nie obejmują dzikiej niekontrolowanej imigracji. Tysiące busów codziennie przywożą tu Indian z dalszych lub bliższych stron Boliwii. Nie wszyscy wracają do domu.
Pod względem architektury La Paz nie jest miastem zachwycającym. Niektóre ulice mają piękną kolonialną zabudowę. Podobnymi możemy spacerować w miastach Hiszpanii czy innych krajów Ameryki Łacińskiej. Samo centrum z kolei to wysokie budynki, większość z nich powstała w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. To już też historia, tylko nowsza. Mam tu skojarzenia z PRL dość często. Nowoczesnej architektury raczej nie widać, mimo że niektóre konstrukcje są nowe. Zdecydowanie przeważająca część miasta, poza ścisłym centrum, to zabudowa z czerwonej cegły dziurawki (ciekawe, jeden rodzaj cegły używany jest do wszystkiego) bez ambicji architektonicznych. Budynki sprawiają wrażenie niedokończonych.
La Paz to przede wszystkim wielkie targowisko. Niektóre ulice na stałe zabudowane są straganami. Dlatego ścisłe korzystanie z mapy w celu ustalenia trasy przejazdu jest niemożliwe. Handluje się wszystkim. 

Warto odwiedzić targ "czarowników". Można tu kupić wysuszoną lamę lub płód lamy, aby spalić je później w ofierze dla Pachamama. Są też różnego rodzaju zioła i mikstury, których zażycie rozwiąże codzienne problemy, zwłaszcza w miłości.
Kupiłem amulet - buteleczkę z roślinami w jakimś roztworze, która zamierzam postawić w biurze dla odstraszania złych duchów. Jak również cukierki z koki, które bardzo nam smakują.



Każdy ma jakieś zajęcie.

Przez dłuższą chwilę przyglądaliśmy się gościom weselnym przy wychodzeniu z kościoła.



Elektryk niepotrzebny?

La Paz to także różnorodność rasowa i, związane z tym niestety, wielkie kontrasty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz