poniedziałek, 27 grudnia 2010

La Paz - Coroico - La Paz

W niedzielę rano wybraliśmy się na dzienną wycieczkę do Coroico. Coroico jest najbliższym La Paz miasteczkiem leżącym w Los Yungas - zupełnie innej wysokości i innej strefie klimatycznej. Na ogół kojarzymy Boliwię z mroźnym altiplano, wulkanami, zaśnieżonymi szczytami Andów. Tymczasem dwie trzecie powierzchni Boliwii to tropikalne niziny, dżungla podzwrotnikowa. Coroico leży właśnie w Los Yungas. Od La Paz to zaledwie 90 km. W taką niedzielę, jak wczoraj, wielu mieszkańców La Paz szuka ciepła i oddechu pełną piersią w Coroico właśnie.

Pozostawiliśmy w dole La Paz.

Droga wyprowadziła nas do La Cumbre - przewyższenia o wysokości 4660 m. Zimno, wiatr i deszcz. Stąd, ciągle w deszczu niestety (od grudnia przez 3 miesiące jest tu pora deszczowa, aura przypomina nam o tym parę razy dziennie), rozpoczęliśmy zjazd malowniczą drogą. Była mgła, widoczność znacznie poprawiła się dopiero w drodze powrotne, co pozwoliło nam na zachwycenie się widokami. Z 4660 m do 1060 m npm to 3000 m różnicy poziomów w niecałe dwie godziny. To jednocześnie zmiana o kilkanaście, być może dwadzieścia stopni w temperaturze. To wjazd w dżunglę, kwitnące drzewa i krzewy, bananowce.
Z najniższego miejsca nad rzeką (1060 m) podjechaliśmy do Coroico, które leży na poziomie 1700 m. Spokojne niedzielne południe.


Po obiedzie wyszukaliśmy nad rzeką wjazd na drogę powrotną do La Paz, tę starą drogę. W tej chwili jest już ona zasadniczo nie uczęszczana z wyjątkiem sporadycznego ruchu lokalnego oraz rowerzystów, którym agencje turystyczne oferują zapierający dech w piersiach zjazd z La Cumbre (właśnie owe 3000 m różnicy poziomów z tym, że drogą piękną, odludną, nieutwardzoną. Droga ta ma do dzisiaj tytuł najniebezpieczniejszej drogi świata - Camino de La Muerte. Do 2006r. kiedy to oddano do użytku asfaltową drogę nr 3 (tę, którą zjeżdżaliśmy do Coroico), na Camino de La Muerte ginęło rocznie 200 - 300 osób. Najczęściej do wypadków dochodziło przy mijaniu się ciężarówek i autobusów. Wraki do dzisiaj rdzewieją w przepaściach. Szerokość drogi w zasadzie uniemożliwia mijanie się. Z jednej strony skalna ściana, z drugiej urwisko. Na dodatek droga jest nieustabilizowana, deszcz lub wezbrane strumienie górskie potrafią zabrać znaczną część “pasa jezdni” lub też osunąć na niego część zbocza. Nie bez wpływu na wypadki jest również stan pojazdów. Wiele z nich, także dzisiaj, nie powinno wyjechać na żadną drogę, co dopiero tę. Podobno kierowcy po szczęśliwym przejechaniu Camino de La Muerte składali ofiary Pachamamie, najczęściej dzieląc się z Matką Ziemią piwem. W ostatnim okresie użytkowania Camino de La Muerte wprowadzono na niej ruch jednokierunkowy, pół dnia w górę, pół dnia w dół. Dopiero jednak oddanie nowej szosy asfaltowej pozwoliło na bezpieczny tranzyt na tym istotnym połączeniu Los Yungas z La Paz.

Droga powoli wznosiła się. Po minięciu pierwszej (i ostatniej) wioski Jacek zwrócił uwagę (ja zagapiłem się - piękne widoki) na znak drogowy - “trzymaj się lewej”. Jak w Anglii. Uzasadnienie jest takie, że samochody jadące w górę jadą wtedy przy ścianie, natomiast zjeżdżające - blisko krawędzi. W ciągu następnej godziny minęliśmy isotnie ze trzy samochody - lewą stroną. Widoki piękne, szkoda tylko, że deszcz odbierał nam część przyjemności.



W końcu dojechaliśmy do miejsca, w którym rozsądek nakazywał niestety zakończenie podróży. Przykra niespodzianka. Padający od paru godzin (dni?) deszcz doprowadził do wezbrania strumienia, który na zakręcie osunął na drogę lawinę kamieni, jednocześnie zabierając jej część. Przejść po tym (wąskim i pochyłym) rumowisku można, rowerzyści dadzą sobie radę. Motocyklem też chyba się uda powoli przeczłapać.

Tak staliśmy sobie z Jackiem rozważając, co dalej (myśleliśmy już raczej o zawróceniu - zła sława drogi działa na wyobraźnię), kiedy to przyjechała z dołu ciężarówka. Kierowca zatrzymał się, wyszedł. Wymieniliśmy uwagi. Ku naszemu zdziwieniu, poszedł do osuwiska i długą chwilę sprawdzał nogami nośność zbocza. Oznaczało to, że naprawdę rozważał możliwość przejechania samochodem ciężarowym tam, gdzie my baliśmy się motocyklami. Po chwili z paki samochodu wysypali się wszyscy pasażerowie.
Debata trwała dość długo. W końcu kierowca zadecydował odwrót. Jakby usprawiedliwiając się przed nami powiedział: - tu jest niebezpiecznie, ale wyżej jest o wiele gorzej. Odetchnęliśmy z ulgą. Wracamy - wszyscy - bezpiecznie.
Z poziomu 2100 m npm, gdzie przerwaliśmy wycieczkę słynna drogą, zjechaliśmy z powrotem nad rzekę. Do La Paz powróciliśmy nową asfaltową drogą, tą samą, która jechaliśmy rano. Tym razem bez większego deszczu.

Camino de La Muerte z drogi nr 3

Piekny widok w drodze powrotnej 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz