środa, 29 grudnia 2010

Isla del Sol

Na Wyspę Słońca popłynęliśmy wczoraj.
Isla del Sol jest największą wyspą na Jeziorze Titicaca. Titicaca z kolei jest najwyżej (3800 m npm) położonym jeziorem żeglownym na świecie.
Z Copacabana do Challapampa na północy wyspy, najbardziej oddalonej z trzech wiosek, płynęliśmy prawie trzy godziny. Stateczek wypełniony był do ostatniego miejsca. Wyruszyliśmy rano, kiedy padał deszcz. Ci, którzy mokli i marzli na górnym odkrytym pokładzie, wygrali los na loterii w drodze powrotnej, kiedy popołudniowe upalne słońce zamieniło dolny zamknięty pokład w piekarnik.

Szymon urodził się w Krakowie. Kiedy miał rok wyjechał z rodzicami do Australii. Od paru miesięcy mieszka w Cuzco, gdzie pracuje w sklepie. Zachwycony dzikością Boliwii, z zaciekawieniem wyszukiwał miejsce na rozbicie namiotu.

Challapampa i jej mieszkańcy.


Naszym przewodnikiem po północnej części wyspy był Ignacio z plemienia Ajmara. Wioski wyspy słońca tworzą wspólnotę, ale co ciekawe, każda z nich pobiera odrębne opłaty za przejście przez ich teren, o czym przekonaliśmy się później.
W tle ruiny trzeciej świątyni.

Kamień był ołtarzem, na którym składano ofiary z młodych najpiękniejszych dziewcząt. Wybierano je w wieku sześciu lat. Do piętnastego roku życia dorastały na Wyspie Księżyca - Isla de la Luna (widoczna w głębi). Z trzech plemion zamieszkujących Isla de Sol, ofiary z dziewcząt składały plemiona Quechua i Aymara. Tiwanaceños ofiarowali lamy.


Isla del Sol jest zdaniem Ignacio najświętszym miejscem Indian. Następne miejsca dopiero zajmują Cuzco i Chichen Itza.
Bóg Stwórca Viracocha oraz jego dzieci Manco Kapac i Mama Ocilo, Słońce i Księżyc, wyskoczyli z wód jeziora, aby założyć dynastię Inków i miasto Cuzco.
Odciśnięte ślady Viracocha.

Ponade mną widoczne są groty, z których wyszli na świat po przebudzeniu Słońce i Księżyc

Najświętsza skała Titicarca nadała nazwę wyspie, a potem jezioru. Titi znaczy w języku Aymara - puma, carca - skała. Hiszpanie ignoranci przekręcili nazwę na Titicaca (caca oznacza po hiszpańsku g...).
Jeżeli ktoś się przyjrzy, to dostrzeże w skale pumę.
Miejsce ma niezwykła energię. Zdaniem Ignacio trzeba w to wierzyć. Zwierzęta nie zbliżają się do skały, ptaki zawracają w oddali. Klisze fotograficzne ulegały kiedyś prześwietleniu, zegarki zatrzymywały się.
Od wieków do Titicarca przybywały pielgrzymki chorych, którym dotknięcie skały przynosiło ozdrowienie. W darze przynosili złoto, srebro i miedź. Inkowie zatopili te skarby chroniąc przed Hiszpanami w pobliskiej zatoce. Do dzisiaj ponoć mimo wielu prób skarbu nie odnaleziono.

Czerpię energię z Titicarca.

Jacek przyjmuje energię większą powierzchnią.

Schody prowadzące do świętego źródła. Wypełniliśmy butelki świętą wodą, oczywiście.

Mam dzisiaj szybki internet. Nie potrafiłem oprzeć się zamieszczeniu nadmiaru zdjęć z Isla del Sol.

Drogę powrotną odbyliśmy śladami uzdrowionych pielgrzymów indiańskich. Nie wracali oni ścieżką, którą przyszli, aby nie przejąć z powrotem chorób, których się pozbyli. W zamian szli przez góry do portu południowego.
Dla nas był to piękny spacer. Okazało się niestety, że czas przejścia, który podał nam Ignacio - 2,5 godziny, okazał się niewystarczający. Mimo, że odległość wynosiła pewnie ok 10 kilometrów, podejścia i wysokość 4000 m sprawiły, że szliśmy 3,5 godziny i to naprawdę dobrym tempem. Musieliśmy się spieszyć, aby zdążyć na statek. Wskoczyliśmy na pokład dosłownie w ostatniej minucie.







Ustawione przy ścieżce kopce są znakiem Szczęśliwej Drogi.


W drodze powrotnej statek przycumował do jednej z "islas flotantes" - "pływajacych wysp". Są to niestety tylko pontony pokryte trzciną. Zejście na taką wyspę kosztuje 2 Boliviany.

Copacabana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz