poniedziałek, 21 lutego 2011

Medellin - Planeta Rica


Moja, czyli Maćka relacja:
Piątkowy deszczowy wieczór spędziliśmy oglądając NASCAR w TV. 
Rano pełni optymizmu ruszyliśmy na śniadanie, aby jak najszybciej wyjść na miasto.
Szybko się okazało, że nie będzie padać i kurtki, które zabraliśmy, są zbędne.
Medellin jest miastem bardzo bogatym a zarazem drogim. Sobotni ranek był spokojny. Mało ludzi, mało samochodów, zupełnie inaczej niż w piątek.





Pojechaliśmy metrem w poszukiwaniu starego miasta lub innych zabytków. Jednak wkrótce się okazało, że mimo iż miasto wybudowano w XVI wieku, to z tamtych czasów nie zostało już nic. Stare budynki zniszczono, aby postawić nowe. Ze wzgórza mogliśmy oglądać widok na miasto oraz rekonstrukcję kilku budynków. 








Było już strasznie gorąco, więc wróciliśmy do hotelu aby się spakować i ruszyć do Planeta Rica. To już ostatni dzień jazdy przez góry. Jak zwykle, na początku było strasznie gorąco. Wyjazd z miasta zabrał nam sporo siły. Mimo soboty ruch był ogromny. Później wjechaliśmy w góry, gdzie padało. Ciężarówek było bardzo dużo. Wjechaliśmy w mgłę, gdzie było jeszcze trudniej.
Zjedliśmy kiepski obiad w pięknym miejscu. Przy okazji zrobiliśmy sobie zdjęcia z policjantami. Budzą szacunek, ale zarazem są bardzo przyjaźni, przynajmniej dla nas.



Po dwóch godzinach byliśmy już nisko, skończyła się jazda w górach. Dalej było po płaskim. Po drodze widzieliśmy piękny zachód słońca. Dojechaliśmy do celu już po ciemku. Hotel, który znaleźliśmy, kosztował w przeliczeniu 6$ za noc. Można było się domyślić, w jakim będzie stanie. Wieczorem poszliśmy na piwo, które trochę się przeciągnęło. Czas spędziliśmy w restauracji, która należała do właścicieli hotelu.
Towarzyszyła nam ich cała rodzina, wszystkie pokolenia - łącznie ok 10 osób.

Maciek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz