piątek, 18 lutego 2011

Cali - Salento - Medellin; relacja Maćka

Wklejam relację Maćka z ostatnich dwóch dni. 
Jacku, Maćku, cieszę się, że macie fajną podróż.
Oprócz atrakcyjności opisów i zdjęć warto docenić, że Maciek pisze tekst na małej klawiaturze iPhone'a. 
_____________________


Nasz wczorajszy dzień był dość spokojny i lekki. Rano się spakowaliśmy, nasmarowaliśmy łańcuchy i pojechaliśmy zwiedzać miasto. Niestety miasto jest dużo, a jak się dowiedzieliśmy, stara część (ta do której wszyscy turyści przyjeżdżają) była trudna do zlokalizowania. Nazywała się San Antonio. W końcu się udało. Było 25 stopni i bardzo parno. Weszliśmy do małego kościółka, jednak nie zrobił na nas wrażenia. 
Postanowiliśmy objechać tę dzielnicę na motocyklach. 


Po drodze zatrzymaliśmy sie na coś picia i zdecydowaliśmy, że lepiej już jechać. Nawigacja nas poprowadziła pasem dla autobusów, tam zatrzymał nas policjant, ale udaliśmy, że się zgubiliśmy i po chwili nas puścił. I tak sporo czasu w ten sposób nadrobiliśmy. 
Droga była prosta i nie wymagająca. Przez większość czasu dwa pasy. Po drodze zjedliśmy stek. 
Kilkukrotnie mijaliśmy samochody, które transportowaly trzcinę. Cztery wielkie przyczepy za jedną ciężarówką, prędkość ok 60km/h. Ostatnimi przyczepami już mocno rzucało. 





Dojechaliśmy do Armenia, udało nam sie przyjechać zaraz po tym jak przestało padać. W mieście spory ruch, pojechaliśmy dalej. Piękna wąska droga do Salento, ciasne zakręty, kiepska nawierzchnia, bardziej przypominała polskie Bieszczady.
Miasteczko mało. Kilka hoteli, wybraliśmy pierwszy który był mocno klimatyczny. Spotkaliśmy dziwnego Niemca, który kupił tutaj motorek i od trzech miesięcy jeździ po Kolumbii. Spał z nami w pokoju. 

Poszliśmy na spacer przez miasto. Słońce grzało, ładny rynek. Weszliśmy drogą krzyżową na wzniesienie, z którego widać całą okolicę. Wtedy zaczęło padać. Nie udało nam się już pojechać do Valle de Cocore. Wróciliśmy odpocząć i postudiowac mapę.
Wieczorem jeszcze coś do jedzenia i spać.






Rano wstaliśmy wcześniej, żeby pojechać do Valle de Cocore. Droga całkiem dobra. W jednym miejscy był remont drogi, ale oczekiwanie nie trwało długo. Ok 20 min i pojechaliśmy dalej. Widoki były bardzo ładne, piękna pogoda, jednak nie poszliśmy pieszo daleko. Motocyklami nie dało sie wjechać, a na spacer było za gorąco. Przeszliśmy kilkaset metrów i nie widząc różnic wróciliśmy. Towarzyszył nam Niemiec. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy. 





Droga na początku była trochę nudna. Cały czas dwa pasy i w miarę prosto. Dopiero jak odbiliśmy przed Cartago, zrobiło się wąsko i coraz ciekawiej. Od Ansermy były góry. Bardzo wąsko i zarazem pięknie. Oczywiście jak zdjąłem podpinkę, zaczęło padać. Jak ją założyłem, przestało. Taki urok. Po drodze przerwa na picie i tankowanie. 




Później było juz tylko gorzej. Skończył sie strajk, więc na drodze było bardzo dużo ciężarówek. Jazda 50 km zajęła nam dwie godziny. Do tego padal deszcz i było ślisko.
Zanim zaczęliśmy wyprzedzać ciężarówki, postanowiliśmy zjeść. Przy okazji poznaliśmy dwóch motocyklistów z Wenezueli. Obaj tam mieszkają, jeden dopiero od niedawna. Jest Włochem i jechał na BMW 1200, drugi na takim motocyklu jak Jacek, ale starszym. Zjedliśmy razem obiad. My ruszyliśmy, a oni jeszcze zostali. Na wcześniej wspomnianej drodze z ciężarówkami dogonili nas niebawem. Jechali bardzo szybko. My odpuściliśmy. Szkoda ryzykować. 


Zjazd z gór był już lepszy. Było sucho, wyprzedzanie łatwiejsze. Dojechalismy do miasta. Było parno i gorąco. Medellin ma ponad dwa miliony mieszkańców i 4 lub 5 linii metra. Trochę zgubiliśmy się, ale nawigacja nas dobrze doprowadziła. Jak tylko zsiedliśmy z motocykli, zaczęło lać. Dopiero teraz przestało. Hotel jest bardzo ładny. Jutro będziemy zwiedzać miasto.
Will post photos later, as they will be sent.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz