czwartek, 3 lutego 2011

Huanchaco · Trujillo · Piura · Máncora

Huanchaco jest miasteczkiem na plaży położonym 10 minut od Trujillo. Po wspaniałych, ale deszczowych i nieco męczących dniach w górach, postanowiliśmy zrobić sobie dzień techniczny, Serwis zdecydowanie był potrzebny motocyklom. Tylne opony przejechały po 10.000 km, co jest fantastycznym wynikiem jak na terenowy bieżnik Continenetal TKC80. W błocie koło San Luis trochę żałowałem, że nie wymieniliśmy opon wcześniej. Jacek zjechał tylne klocki do metalu. Brak świateł reflektora. Moja Africa znowu zaczęła się dławić, wyglądało na wodę w benzynie, objaw, który już znam, dodatkowo jakiś problem z zapłonem, pracował tylko jeden cylinder.
Wieczorny obchód po barach Huanchaco zaowocował cenną znajomością z Bily z Jungle Bar. Polecił mi znajomego, który pracuje w warsztacie motocyklowym w Trujillo. Zadzwoniłem rano. Evel bardzo się ucieszył, że przyjedziemy.
Warsztat okazał się strzałem w dziesiątkę. Kilku bardzo oddanych  zaangażowanych chłopców pod okiem bardziej doświadczonego mechanika. Serdeczny właściciel, który osobiście skuterkiem zawoził do wulkanizatora zdemontowane koła.
Naprawa trwała cztery godziny. W moim motocyklu poza czyszczeniem zbiornika, pompy i gaźników trzeba było również wymienić świece. Koszty serwisu były ułamkiem tego, co zapłacilibyśmy w Europie. Z trochę drżącym sercem zgodziłem się, żeby jeden z mechaników przejechał się moją Afryką. Był szczęśliwy i dumny przed kolegami, że opanował tak wielką maszynę. Jednoślady sprzedawane w Peru to lekkie motocykle chińskie niewielkich pojemności.

Team Honda-Yamaha z Trujillo. Po robocie zostaliśmy poczęstowani piwem, a właściciel podarował nam na dodatek T-shirty reklamujące jakiś olej.

W powrotnej drodze do hotelu obowiązkowy punkt programu, zwiedzanie ruin Chan-Chan. To wspaniałe preinkaskie miasto z cegły adobe wzniósł lud Chimu. Cegła była zawsze mnie odporna na wpływy atmosferyczne niż skała. W ostatnich czasach deszcze el niño jeszcze bardziej naraziły mury na zniszczenie. Cegła miała za to znacznie lepsze własności termiczne.
 



Pustynna droga z Huanchaco do Piura wczoraj to długi monotonny dzień.
Słynne użyteczne i odporne drzewo algarrobo, które jest jedyną rośliną porastającą pustynię
 

W Piura mieliśmy spotkać się szamanem, wujkiem Bily’ego. Niestety, nie zdążył wrócić z gór, gdzie, jak sądzę, zaopatrywał się w słynny kaktus San Pedro. Miłą niespodzianką było natomiast poznanie Rossa i Emmy z Bułgarii. Myślę, że napiszę o nich więcej w przyszłości. Podróżują kampingowym Volkswagenem z Kanady, gdzie mieszkali (Ross przez dwadzieścia lat) przez Alaskę do ziemi Ognistej i z powrotem. Ostatni etap ich wyprawy wiedzie przez ocean do Europy a scisle Bułgarii, gdzie po latach chcą zamieszkać znowu. Spędziliśmy z nimi długi wieczór przy piwie na Plaza de Armas w Piura. Rano okazało się niestety, że Emmy tak żle się poczuła, że Ross postanowił zabrać ją natychmiast do szpitala. Mam nadzieję, że to nie było nic poważnego. Wymieniliśmy maile, czekam na uspakajającą wiadomość.

Jacek i ja dojechaliśmy dzisiaj do Máncora. Tą piękną plażę reklamowano nam jako tutejszą Ibizę. Rzeczywiście bardzo tu przyjemnie. Zostaniemy jeszcze jutro. Morze jest ciepłe. Zimny prąd Humboldta z pingwinami i fokami zawraca na południe gdzieś w okolicach Chiclayo. Tutaj ocean jest ciepły jak w Meksyku. Chwila lenistwa zanim znowu wjedziemy w góry. Kolejna plaża na naszej trasie to Karaiby w Kolumbii. Do granicy z Ekwadorem mamy stąd pół dnia drogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz