Wczorajszy poranek w Cuenca był pochmurny. Po śniadaniu postanowiliśmy przejść się po tym pięknym mieście.
Zamierzaliśmy dojechać wczoraj do Baños. Miasteczko - uzdrowisko jest pięknie położone, podobno. Niestety po godzinie jazdy rozpadało się na dobre. Po paru godzinach wypatrywania drogi we mgle, przemoknięci, straciliśmy chęć do podróży "do wód". Zwątpiliśmy w widoki. Zatrzymaliśmy się w Riobamba. Wieczorem lało tak, że nawet nie wyszliśmy z hotelu.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się o wiele lepiej. Na tyle, że przez chwilę rozważaliśmy zboczenie z trasy w Latacunga, aby zrobić dwustukilometrową pętlę wokół wulkanu i obejrzeć jezioro, które powstało w kraterze. Niestety, gdy tylko opuściliśmy główną drogę, zaczęło lać. Potraktowaliśmy to jako znak od Pachamama i po 10 kilometrach zawróciliśmy. Zresztą dodatkowy dzień błotnistą drogą bez większej nadziei, że zobaczylibyśmy góry ukryte w chmurach i mgle, nie miał sensu.
Do Quito położonego na wysokości 2700m zjeżdża się z Panamericany stromo w dół. Położone w dolinie miasto jest bardzo długie. Dotarcie do hotelu zajęło sporo. Na szczęście deszcz złagodniał.
Widok z pokoju hotelu Rincón Escandinavo, w którym się zatrzymaliśmy. Nieduży hotel, ładnie położony.
Quito także zostało wpisane, zupełnie zasłużenie, na listę Światowego Dziedzictwa Kultury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz